Gabriela Vasiliauskaitė: Artysta musi robić z siebie produkt

Nie wystarczy dobrze śpiewać, tak naprawdę współczesny artysta powinien potrafić zrobić z siebie produkt - mówi młoda śpiewaczka operowa, mezzosopran Gabriela Vasiliauskaitė. Polka z Litwy rozwija obecnie karierę w Hamburgu. We wtorek (6 maja) Gabriela wystąpi w Wilnie podczas koncertu w Filharmonii Narodowej.

Małgorzata Kozicz

Fot. Mark Spirit

Małgorzata Kozicz: Koncert młodych artystów nosi symboliczną nazwę „Powroty” („Sugrįžimai“)…

Gabriela Vasiliauskaitė: Bardzo się cieszę, że wezmę udział w tym koncercie. Przyjechałam na Litwę na dwa tygodnie, miałam koncerty w dwóch innych miejscach – dworku w Gelgaudiškės i Muzeum Żmudzi w Telszach (Telšiai). Koncert w filharmonii będzie dla mnie najbardziej interesujący. W Wilnie jest najwięcej znajomych, nauczyciele, rodzina. Bardzo mnie to cieszy, że na widowni będą „swoi” ludzie. Z jednej strony to duża odpowiedzialność, bo ta publiczność wiele ode mnie oczekuje. Moja radość z tego, że będę dla nich występować, zaćmiewa jednak wszystko inne. Sprawia mi bardzo dużo przyjemności, że wreszcie dla nich mogę zaśpiewać, dla nich założyć koncertową sukienkę, dla nich uczesać włosy.

W Wilnie wystąpisz zatem gościnnie, a gdzie pracujesz na stałe?

Mieszkam w Hamburgu, zostałam tam po studiach magisterskich w Wyższej Szkole Muzyki i Teatru. Praca w Niemczech wygląda nieco inaczej niż na Litwie. Artyści rzadko mają długoterminowe kontrakty w teatrach. Jest to praca od projektu do projektu. Biorę udział w kastingach, „załapuję się” do jakiegoś projektu i w nim występuję. Obecnie w Hamburgu w Opernloft śpiewam partię Carmen, wcześniej śpiewałam partię Niclausse w operze „Opowieści Hoffmana” Offenbacha. Teraz przygotowujemy premierę opery Vivaldiego „Orlando Furioso”, która odbędzie się w lipcu. Jestem zaangażowana w teatrze w Edynburgu w operze „Jewgienij Oniegin”. Biorę też udział w projektach jednorazowych. Ostatnio występowałam w Hamburgu podczas Nocy Muzeów – wydarzenia, które przyciąga rzesze ludzi – w tamtejszej Kunsthalle, czyli hali sztuk.

Oceniając z perspektywy czasu, studia w Niemczech były dobrym wyborem?

Po studiach na Litwie studia w Hamburgu to jest to, czego najbadziej potrzebuje młody śpiewak w dzisiejszych czasach.  Mało jest umieć dobrze śpiewać, tak naprawdę trzeba z siebie robić produkt. Na Litwie było bardzo fajnie, szanuję nauczycieli i ludzi z którymi się uczyłam, jestem wdzięczna za otrzymaną wiedzę. Ale cały proces studiów był, powiedzmy, rozlazły – trochę tego, trochę tamtego, trudno było odnaleźć się w tym wszystkim. W Hamburgu zostałam skompletowana. Zaczęłam pracować konkretnie, z wąskim profilem głosowym, nad konkretnymi partiami, z konkretnymi epokami, kompozytorami. Bliżej poznawałam ten materiał, który jest mi tak naprawdę najbardziej potrzebny: nie jedną arię z opery, ale kilka, coraz więcej. Koncentrowałam się na tym, jak to zaśpiewać, w jakich językach to się wykonuje dzisiaj na scenie, w ogóle co się dzieje na scenach Europy, jakie opery są wystawiane, jakie są niuanse interpretacyjne, czego dziś potrzebują reżyserzy. Po dwóch latach młody artysta zostaje jednolitym produktem, który można sprzedać agencji.

Pozostanie po studiach w Niemczech to była świadoma decyzja czy po prostu tak ułożyły się okoliczności?

Trzeba było podjąć decyzję. Teoretycznie można by było mieszkać w Wilnie i szukać projektów w Niemczech, w Europie, byłoby to jednak skomplikowane organizacyjnie, logistycznie. Powiedziałam sobie, że na razie tam zostaję, potem może wrócę. W żadnym wypadku nigdy nie chciałam wykreślać Wilna ze swojej historii, swoich planów. Nie wiem jeszcze jak to będzie wyglądało w praktyce, ale chciałabym, żeby Wilna było jak najwięcej w mojej biografii – w dowolnej dziedzinie. Wiadomo, że najważniejsze kierunkowskazy to praca zawodowa i rodzina. Jak to wszystko będzie się układało, tak też będzie wyglądała moja mapa geograficzna. Na razie moja działalność to ciągłe przesłuchania, nowe projekty, ciągle coś się kręci. Żywo reaguję na okoliczności. Nie mam przymusu, że muszę coś robić w konkretnym mieście czy teatrze. Staram się robić wszystko jak najlepiej i korzystać z tego, co oferuje życie.

Trudno jest pokonać konkurencję i umocnić się w swojej niszy?

Konkurencja jest ogromna. Do Niemiec ściągają soliści z całego świata – z USA, Afryki, Ameryki Południowej, Bliskiego Wschodu, Rosji, Ukrainy, Białorusi. Towarzystwo jest bardzo międzynarodowe. Jeżeli w obsadzie spektaklu trafi się zaledwie jeden Niemiec, to jest całkowicie normalne, nikt się temu nie dziwi. Wygrywa jakość, kwalifikacje. Walczyć i udowadniać swoją wartość trzeba ciągle od nowa. Nie warto wchodzić w jedną niszę, bo tyle jest możliwości, że trzeba starać się wykorzystać jak najwięcej. Na to, by zaufano ci na sam dźwięk nazwiska, trzeba pracować może z 20 lat. Normalnie nawet w tym samym teatrze ciągle są stawiane nowe wymagania i ciągle trzeba coś udowadniać. Trzeba ciągle się o to troszczyć, bo wszystko szybko się zmienia. Panuje przekonanie, że publiczność woli poznawać nowe twarze i każdy normalny, dobry artysta powinien co 2-3 lata zmieniać teatr.

Jak na tym tle wygląda Litwa? Jest prowincją?

Na Litwie jest dużo ludzi pięknych, dobrych, utalentowanych, serdecznych, szczerych, ciekawych – a to też jest bardzo ważne na scenie. Bardzo dużo jest ludzi, którzy mogliby pracować na najwyższym poziomie. Pod tym względem w żadnym wypadku nie jest to prowincja. Prowincja może jest trochę w samym systemie. W systemie zdobywania pracy, w tym, jakie produkcje są wystawiane na scenie, jakie koncerty są promowane, ilu ludzi przychodzi. Tutaj są luki.

Z czego to wynika?

Wiadomo, że sztuka nie jest pierwszą potrzebą do zaspokojenia. Człowiek przede wszystkim chce mieszkać ciepło, mieć coś do zjedzenia. Dopiero po wykonaniu swojej pracy, kiedy nie musi zawracać sobie głowy problemami rodzinnymi, ekonomicznymi – wtedy dopiero sięgnie po sztukę. U nas ludzie nie chodzą dużo na koncerty, siłą rzeczy mniej znają się na poziomie, na repertuarze. Z tego powodu jak już pójdą do opery, to pójdą na najpopularniejsze nazwiska, najbardziej tradycyjne spektakle. Dlatego artystom trudniej się przebić z projektami nowymi, nietradycyjnymi. Publiczność najpierw musi przejść przez bazę, by sięgnąć po następny etap. To niestety zależy od poziomu ekonomicznego państwa, a potem bardzo powoli buduje się ta tradycja. Kwestie ekonomiczne są odczuwalne także dla artystów. Za granicą zaśpiewa się dwa koncerty miesięcznie i już przy dobrych chęciach można z tego przeżyć przez cały miesiąc. A u nas można zaśpiewać dwa razy więcej koncertów, i w końcu się okaże, że za darmo.

Z tego co mówisz, różnice w sposobie pracy i całym systemie są ewidentne. Czy różnice obyczajów, mentalności odczuwasz także w życiu codziennym?

Nie wkładałam wysiłku, żeby do czegoś się dostosować, po prostu to przyjmowałam. Najciekawsza różnica w mentalności polega według mnie na tym, że u nas wszędzie można „domówić się po ludzku”. Nie zawsze w złym sensie – przecież zasady są stworzone dla całej rzeszy ludzi i narodów i nie wszystkie wyjątki są w nich wpisane. Trzeba do wszystkiego podchodzić ze zdrowym rozsądkiem. Nie ma biletów na spektakl, może ktoś dostawi krzesełko, jeżeli mama czy tata koniecznie chcą zobaczyć córkę występującą na scenie. W Niemczech tak nie będzie. Nie ma opcji, żeby „domówić się” omijając przepisy i nikt nie ma prawo na to się obrażać. Prawo jest ponad kontakty międzyludzkie. Z drugiej strony ludzie są bardziej swobodni, wyzwoleni. U nas wszyscy są skromni, zakompleksieni – najlepiej, żeby nikt na ciebie nie patrzył, nie zwracał uwagi. Tam w transporcie publicznym stara pomarszczona babcia może sobie konwersować przez całą drogę z obdartym punkiem. Nie ma zasady odtrącenia, potrafią dać szansę każdemu. Nie zamykają się, nie dziwią, uważają, że każdego człowieka można za coś szanować. Nie mówię, że robią to bez ograniczeń, ale przynajmniej dają szansę. Po kilku latach spędzonych w Niemczech przestałam krytykować ludzi, staram się być jak najbardziej tolerancyjna. Nie ma sensu pokazywać swego oburzenia z powodu jakiejś sytuacji. Dla tych ludzi i tak to nic nie zmieni, a jest milion osób, którym to wydaje się normalne.

Koncert „Sugrįžimai” z udziałem Gabrieli Vasiliauskaitė odbędzie się we wtorek (6 maja) o godz. 19 w Litewskiej Filharmonii Narodowej (ul. Aušros vartų 5).

Zobacz Więcej
Zobacz Więcej