
Jednym z głównych tematów spotkań autorskich pisarki była książka „Rany Julek! O tym, jak Julian Tuwim został pisarzem”. Książka, poświęcona dzieciństwu Juliana Tuwima, która powstała przed rokiem, była dla jej autorki wyzwaniem.
„Jest to książka szczególna. Zwykle z książkami jest u mnie tak, że najpierw sama je wymyślam. Wiele książek napisałam o języku. Część książek dotyczy jakichś moich przeżyć czy przeżyć wymyślonych przeze mnie bohaterów. Z tą książką było inaczej. Po pierwsze nie wymyśliłam jej treści, nie mogłam zmienić biografii Tuwima, musiałam się trzymać faktów. Po drugie to nie ja wpadłam na pomysł napisania tej książki, tylko wydawca. Na początku się nie zgodziłam, uznałam że to ponad moje siły, że byłaby to zbyt wielka śmiałość. W końcu jednak się zdecydowałam. Przeczytałam mnóstwo książek zawierających wspomnienia o Tuwimie i uznałam, że z tego da się zrobić książkę, która nie będzie się mierzyć z jego legendą. Wtedy też wpadłam na pomysł, żeby napisać nie o poecie, a o małym chłopcu. Chłopcu, który raz prawie wysadził w powietrze kamienicę, kolekcjonował gady, ale miał też niezwykłe pasje, czy jak sam Tuwim określał to we wspomnieniach – bziki. Julek miał fantazję. Niezwykle bogatą fantazję, dzięki której później został wielkim poetą. Ale ta fantazja wielokrotnie prowadziła go na manowce. I o tych manowcach właśnie jest mowa w tej książce” – opowiadała Agnieszka Frączek.
Jak podkreśliła pisarka, Julian Tuwim często mylnie kojarzony jest wyłącznie z poezją dziecięcą. Tymczasem napisał zaledwie 40 wierszy dla dzieci!
„Pisał przede wszystkim dla dorosłych – setki, tysiące tekstów. Pisał teksty do kabaretów, piosenki, robił tłumaczenia. Długo wzbraniał się przed pisaniem dla dzieci. To jednak dzięki wierszom dla dzieci dziś tak lubimy Tuwima i tak świetnie go znamy. Przypuszczam, że gdyby nie te wiersze dla dzieci, to nie znalibyśmy go tak dobrze. Dzisiaj kojarzą go dosłownie wszyscy” – dzieliła się swoimi spostrzeżeniami autorka.
Agnieszka Frączek opowiedziała także o innych swoich książkach. Mimo że pisze je zaledwie od około dziesięciu lat, ma już na swoim koncie pokaźną liczbę tytułów.
„Mam mało książek, które opowiadają o sytuacjach z rzeczywistości. Tak było na przykład z kotami, którym poświęciłam książkę „Kotostrofy”. Kotów było 6 – pięcioro kociąt i ich mama. Trojgu kociąt i mamie udało się znaleźć dom, a dwójkę postanowiliśmy przygarnąć. I o nich napisałam książkę, bo o niczym innym wtedy pisać nie potrafiłam. Z radości, ale też dlatego że mi ciągle łaziły po biurku, po klawiaturze, moczyły ogony w kawie i wszędzie było ich pełno. Pozostali bohaterowie moich książek to wszystko jest wyobraźnia, fantazja, przekora, bo staram się łamać stereotypy, na przykład przedstawić zwierzę, które jest z natury ciężkie w sposób lekki. Nie wszystkim się to podoba – wiele osób twierdzi, że słoń nie może jeździć na hulajnodze. Natomiast dzieciom to się podoba. A ja dzięki takim rozbrykanym treściom pokazuję dzieciom dwie rzeczy. Po pierwsze – że książki są fajne. Po drugie przemycam informacje dotyczące języka” – tłumaczyła autorka.
Jak przyznała, nigdy nie przyszło jej do głowy, by tworzyć literaturę dla dorosłych.
„Współczesna poezja adresowana do dorosłego czytelnika jest trudna, mroczna, ponura – ja tak nie chcę pisać. Kiedy piszę dla dzieci, od razu robi się wesoło, bo dla nich mogę pisać np. o słoniach w kratkę które na spadochronach spadają prosto w kompocik cioci. Mogę pisać rozbrykane teksty całkiem bezkarnie, mogę się bawić tak jak się bawią dzieci. Jednocześnie dzieci mają jakiś instynkt, którego dorośli już są pozbawieni. Porozumienie z nimi przebiega na zupełnie innej płaszczyźnie niż porozumienie z dorosłymi” – opowiadała pisarka.
Za pomocą zabawnej formy Agnieszka Frączek przemyca ważne treści dotyczące języka polskiego.
„Gramatyka języka polskiego zwykle jest traktowana po macoszemu, również na wcześniejszych etapach edukacji. W liceum jest czas na literaturę, a na gramatykę tego czasu zwykle brakuje. Kiedy słucham Polaków, to niemal w każdym zdaniu słyszę błędy, które popełniają. O tym wszystkim – przede wszystkim o kulturze słowa, o błędach językowych, ale też o takich zjawiskach jak frazeologizmy – staram się dzieciom opowiadać. Uwrażliwiam na język. Staram się pokazać, że język jest piękny, jest fascynujący, jest ciekawy – na tyle ciekawy, że można o nim pisać wiersze” – dodała Agnieszka Frączek.
Zapytana o różnice w polszczyźnie osób mieszkających na stałe w Polsce i tych spoza niej, autorka przyznała, że są naprawdę wyraźne, ale czynią język wyjątkowym.
„Mam dość czujne ucho i natychmiast wyłapuję wszystkie formy, które odbiegają od normy, co nie znaczy, że patrzę na nie krytycznie. Patrzę na nie z zachwytem, bo są nowe, są własne. Te wszystkie indywidualizmy w moim pojęciu należy pielęgnować. To, co jest regionalizmem albo właśnie indywidualną cechą jednostki – to jest piękne. Sprawia, że się różnimy, a różnić się warto. W pewnych sytuacjach trzeba jednak uważać, bo to, co jest piękne na naszym terenie, nie jest już zrozumiałe dla ogółu społeczeństwa. Należy rozdzielić polszczyznę regionalną od ogólnej. Regionalizmy – i to trzeba podkreślić – to nie są błędy. Ale warto z nich czasami zrezygnować” – powiedziała pisarka.