Ocenia się, że w latach 1930-1950 w Związku Radzieckim w 130 operacjach deportacyjnych przymusowo przesiedlono około 6 milionów osób.
Deportacje obejmowały tych, których radziecka władza uznała za wrogów ustroju. Każda z czterech fal deportacji miała swoją specyfikę. Pierwsza, która rozpoczęła się 10 lutego 1940 roku, objęła przede wszystkim rodziny polskich wojskowych, żołnierzy wojny 1920 roku, którym w II Rzeczpospolitej przyznawano ziemię na Kresach, a także przedstawicieli polskich służb mundurowych, leśników i urzędników.
Druga deportacja miała miejsce w kwietniu 1940 roku i objęła przede wszystkim rodziny oficerów z Katynia. „Niewielu pamięta o tym, że w tym samym czasie, gdy w Katyniu odbywały się egzekucje polskich oficerów, ich rodziny były deportowane w nieludzkich warunkach w głąb ZSSR. Druga i kolejne dwie fale deportacji – z czerwca 1940 roku i czerwca 1941 roku – objęły także wielu Żydów, którzy szukali w ZSSR schronienia przed Niemcami. Ostatnia deportacja – z czerwca 1941 roku – odbywała się już niemal pod kulami Niemców, w warunkach zbliżającego się frontu” – powiedziała Hoffmann.
Deportowanych przewożono w wagonach towarowych z zakratowanymi oknami. Do wagonu ładowano po 50 osób, a czasami więcej. Podróż na miejsce zsyłki trwała nawet kilka tygodni. Warunki panujące w czasie transportu były przerażające, ludzie umierali z zimna, z głodu i wyczerpania.
Pierwsze wielkie akcje wysiedleńcze, których ofiarą padli Polacy przeprowadzono już w latach 30. Dotknęły one ludność zamieszkałą na tzw. Kresach dalszych (dawnych ziemiach I RP), po 1921 roku włączonych w granice Białorusi i Ukrainy Radzieckiej.
Deportowani byli skazani na „wieczne osiedlenie”. Podpisany w sierpniu 1941 roku układ Sikorski-Majski przywracał im wolność, ale tylko formalnie. Możliwe było w miarę swobodne przemieszczanie się w obrębie Związku Radzieckiego, ale władze utrudniały korzystanie z tego przywileju. Powrót do Polski w realiach wojny był niemożliwy.
Amnestia dla polskich zesłańców i łagierników spowodowała ich masowy odpływ, w poszukiwaniu lepszych warunków życiowych, do środkowo-azjatyckich republik ZSRR, miejsc formowania armii gen. Władysława Andersa, co często okazywało się fikcją.
Wojenna bieda, niewystarczające przydziały żywności, fatalne warunki sanitarne przyczyniły się do olbrzymiej śmiertelności żołnierzy oraz członków ich rodzin. Ewakuacja armii gen. Andersa wraz z czterdziestotysięczną grupą członków ich rodzin dała możliwość opowiedzenia światu o koszmarze ich przeżyć na zesłaniu.
„Mamy nadzieję, że 10 lutego jak najwięcej osób zapali symboliczną świeczkę dla upamiętnienia tragedii setek tysięcy Polaków” – mówi dyrektor fundacji Kresy-Syberia Aneta Hoffmann.
Na podst. polskieradio24.pl/ dzieje.pl