Obowiązująca dziś umowa na przesył gazu z Rosji przez ukraińskie rurociągi wygasa 31 grudnia. Rozmowy o nowej umowie na razie nie przynoszą efektów. Strona rosyjska zapowiadała, że warunkiem podpisania nowych uzgodnień jest m.in. odstąpienie Ukrainy od sporów sądowych z Gazpromem.
„Jeśli gaz (z Rosji) będzie tłoczony na terytorium Ukrainy bez dokumentacji, to my (Ukraina) nie będziemy mogli zakręcić kurka, przerywając przepływ gazu. Ukraińskie prawo nie pozwoli przy tym operatorowi systemu przesyłowego na przepuszczanie tego gazu dokądkolwiek dalej bez dokumentów” – powiedział Witrenko.
„Dlatego też ten gaz będzie wtłaczany do zbiorników podziemnych jako gaz, należący do nieznanego właściciela. Będziemy oczekiwali na dokumentację i tylko po jej uzyskaniu operator (gazociągów) będzie mógł skierować ten gaz tam, gdzie zgodnie z obowiązującymi dokumentami poleci skierować go jego właściciel” – wyjaśnił.
Pytany, czy jest to oficjalne stanowisko Naftohazu oraz ukraińskiego rządu Witrenko odpowiedział, że rząd nie zajmuje się takimi kwestiami. „Jest to oficjalne stanowisko firmy, która zajmuje się transportem gazu w ramach umowy o tranzycie” – podkreślił.
Witrenko uściślił, że gaz, który będzie nadchodził na Ukrainę z Rosji bez odpowiednich kontraktów będzie jedynie przechowywany w ukraińskich zbiornikach podziemnych.
„Ukraina nie będzie go kradła, zabierała, spożywała; nie będzie robiła z nim niczego, prócz przechowywania do czasu, gdy właściciel pojawi się z dokumentami” – zaznaczył.
Wskazał jednocześnie, że istnieją ograniczenia ilości gazu, które mogą być wtłoczone do ukraińskich zbiorników.
„Nie sądzę, by taka sytuacja utrzymywała się długo. (…) Przypomnę jednak, że w liście, nadesłanym Naftohazowi przez Gazprom (w ub. tygodniu) napisano czarno na białym, że 1 stycznia (2020 r.) o godzinie 10 czasu moskiewskiego Gazprom nie będzie miał podstaw do przesyłania gazu w kierunku Ukrainy” – powiedział Witrenko.
Dyrektor Naftohazu pytany był o gazociąg Nord Stream 2, który może pozbawić Ukrainę dochodów z transportowania rosyjskiego gazu na Zachód. Trasa ta prowadzi z Rosji po dnie Bałtyku do Niemiec.
„Chodzi nie o to, że odbierze to Ukrainie rolę głównego kraju tranzytowego, lecz o to, że tranzytu przez Ukrainę nie będzie wcale. Wraz z uruchomieniem Nord Stream 2 można oczekiwać, że tranzyt przez Ukrainę się skończy. Niemcy powinny rozumieć, że w ten sposób sprzyjają uduszeniu gospodarczemu Ukrainy” – oświadczył.
„Dochody z tranzytu są bardzo ważne dla ukraińskiej gospodarki, a cały ukraiński i wschodnioeuropejski rynek gazu został uformowany na podstawie oczekiwań, że gaz będzie płynął ze wschodu na zachód. Tak radykalne zmiany, że teraz gaz powinien płynąć z zachodu na wschód (…) są zagrożeniem dla dostaw w całym regionie. I Niemcy jako jeden z liderów Unii Europejskiej powinny to sobie uświadamiać” – podkreślił.
Witrenko zapowiedział też procesy sądowe przeciwko Gazpromowi, jeśli ten nie przedłuży kontraktu na tranzyt gazu na przyszły rok.
„W ramach nowego arbitrażu, który wszczął Gazprom, musieliśmy niedawno wysunąć pozwy przeciwko niemu. Przewidują one odszkodowania za zmianę taryf, których podstawą jest założenie, że jeśli od 2020 r. nie będzie tranzytu, będziemy zmuszeni do naliczania tak zwanej przyspieszonej amortyzacji. (…) Dlatego przy zmianie taryf Gazprom powinien zapłacić nam 11,8 mld USD odszkodowania w ramach tych pozwów” – oświadczył.
Dyrektor wykonawczy Naftohazu po raz kolejny zapewnił, że Ukraina przestrzega europejskich przepisów w sprawie gazu i ocenił, że spór z Gazpromem powinien zostać rozwiązany z uwzględnieniem tych zasad.
„Gaz, niestety, stał się zakładnikiem polityki. Rozumiemy, że decyzja o ominięciu Ukrainy z pomocą Nord Stream 2 i Tureckiego Potoku to sprawa polityczna, a nie gospodarcza. Cały sektor gazowy, nie tylko Naftohaz i Gazprom, cierpi w związku z tym, że kwestia ta została za bardzo upolityczniona” – powiedział Witrenko w rozmowie z Deutsche Welle.