PAP: Ilu Polaków mieszka w Szkocji i jak są odbierani przez Szkotów?
Alasdair Allan: Około 90 tysięcy. Odgrywają oni ogromnie pozytywną rolę w naszym społeczeństwie, kulturze i gospodarce. Tradycja polsko-szkockich kontaktów jest bardzo długa. W XVI wieku Szkoci emigrowali do Polski, a w czasie II wojny światowej znamiennym epizodem było stacjonowanie polskiego wojska w Szkocji. Znam polską społeczność w Szkocji, jest bardzo ceniona i jesteśmy zdeterminowani, by Polacy zostali w Szkocji. Pierwszą rzeczą po referendum ws. Brexitu był przekaz Pierwszej Minister Szkocji, która podkreśliła, jak bardzo cenimy ludzi, którzy przyjechali do Szkocji z innych europejskich krajów. Chcemy, by zostali. Zyskuje na tym nasza gospodarka, a populacja, która nie rosła przez ostatnie 50 lat, zaczęła się zwiększać.
PAP: Polacy, którzy mieszkają w Szkocji pytają, co się stanie po Brexicie i czy będą musieli wrócić do Polski. Co odpowiada im szkocki rząd?
A.A.: Szkocki rząd nie dostał takiej informacji, podobnie jak Polacy. Ludzie z Polski i innych krajów pytają mnie o to bardzo często. Pytają na przykład, czy powinni składać wnioski o brytyjskie obywatelstwo, czy otrzymają zgodę na dalsze życie w Wielkiej Brytanii. Mamy wielką nadzieję, że będą mogli zostać, ale czekamy od miesięcy na odpowiedź na te pytania. Wiele polskich rodzin przychodzi do nas i mówi o tym, jak wiele trudności powoduje ta niepewność co do przyszłości. Mam nadzieję, że ruszą prace związane z artykułem 50. i rząd brytyjski w końcu zrobi ten przyzwoity ruch i zapewni ludzi z innych krajów, którzy żyją w Zjednoczonym Królestwie, że ich przyszłość jest bezpieczna.
PAP: 62 proc. Szkotów zagłosowało w Szkocji za pozostaniem w Unii Europejskiej. Czy po Brexicie Szkocja pozostanie częścią UE?
A.A.: Jesteśmy przed tą decyzja. Uważamy, że ta decyzja powinna być w rękach ludzi. Szkocki parlament prawdopodobnie w tym tygodniu zdecyduje, że powinniśmy powrócić do pytania o referendum ws. niepodległość. To jasne, że Wielka Brytania na poważnie mówi o opuszczeniu nie tylko Unii Europejskiej, ale też jednolitego rynku europejskiego i rezygnacji ze swobodnego przepływu ludności. Nawet ci Szkoci – w mniejszości – którzy zagłosowali za wyjściem z Unii Europejskiej, w większości nie są zadowoleni z pomysłu opuszczenia jednolitego rynku europejskiego. Większość naszych wysiłków to próba ochrony tego połączenia z jednolitymi rynkiem. Niestety, zmierzamy w stronę Brexitu w wersji „hard”. W tę stronę zmierza Wielka Brytania.
PAP: Jak ocenia Pan przygotowania Londynu do Brexitu?
A.A.: Referendum w sprawie niepodległości Szkocji wynikało z porozumienia między dwoma parlamentami i chcielibyśmy ponownie takiego porozumienia. Jeśli chodzi o rozpoczęcie przez Londyn prac w ramach artykuł 50., mój kolega dowiedział się o tym z BBC, ja z Twittera. Brytyjski rząd jak dotąd nie angażował Szkocji w podjęcie tej decyzji. Powiedzieli nam na początku, że gdy Wielka Brytania zacznie negocjować z Europą przyszłość brytyjskiej obecności w Europie, będzie to efektem swego rodzaju konsensusu pomiędzy rządem brytyjskim oraz rządami Walii, Szkocji i Irlandii Północnej. Tak się jednak nie dzieje, nie bierzemy udziału w żadnych konferencjach, nie jesteśmy informowani, szkocki rząd nie otrzymuje jak dotąd informacji, których potrzebuje.
PAP: Premier Wielkiej Brytanii po informacjach, że mogłoby się odbyć kolejne referendum ws. szkockiej niepodległości odpowiedziała, że to nie jest dobry moment na takie ruchy. Jak ocenia to szkocki rząd?
A.A.: Zaproponowaliśmy konkretny termin, w jakim mogłoby się odbyć referendum – jesienią 2018 roku albo wiosną 2019 roku. Wynika to z tego, że już wtedy powinno być jasne, jakie jest stanowisko Wielkiej Brytanii względem Brexitu. Obecnie to, jak będzie wyglądał Brexit, jest bardzo niejasne. Uważamy, że ludziom mieszkającym w Szkocji należy się wybór tego, jakiej chcą przyszłości i w jakim kraju chcą żyć. Dlatego zaproponowaliśmy referendum jesienią 2018 roku lub wiosną 2019 roku. Mamy mandat, żeby to zrobić.
PAP: Jeśli referendum się odbędzie, czy będą mogli wziąć w nim udział tylko Szkoci?
A.A.: Także ludzie z innych krajów. W 2014 r. szkocki rząd celowo dał prawo głosu tym, którzy mieszkają w Szkocji, a pochodzą z innych europejskich krajów. Inaczej było w przypadku referendum ws. Brexitu. Ludzie z innych krajów, którzy żyją w Wielkiej Brytanii, nie mogli głosować decyzją rządu brytyjskiego. W następnym referendum ws. szkockiej niepodległości mogliby wziąć udział Polacy i ludzie z innych krajów, którzy żyją w Szkocji.
PAP: Co się stanie, jeśli rząd brytyjski nie zgodzi się na kolejne szkockie referendum ws. niepodległości?
A.A.: Szkocki rząd i moja partia mają mandat, który wynika z poparcia 46 proc. głosujących. To prawdopodobne, że zyskamy poparcie innych partii i parlamentu dla naszego stanowiska. Brytyjski rząd ma jednego członka w szkockim parlamencie ze swojej partii. Jeśli rzeczywiście szanuje istnienie i zdanie szkockiego parlamentu, szanuje szkocką demokrację, blokowanie ludziom prawa wyboru jest nie do utrzymania.
PAP: Czy szkocki rząd ma możliwość prowadzenia specjalnych regulacji dotyczących obcokrajowców, którzy żyją i pracują w Szkocji?
A.A.: Dyskutowaliśmy o tym. Obecnie szkocki parlament nie ma możliwości prawnych dotyczących kwestii związanych z imigracją. Szkocki rząd nie może podjąć żadnych decyzji w tej sprawie. Bardzo chcielibyśmy zagwarantować, że Polacy, czy ludzie z innych europejskich krajów, zostaną tutaj w przyszłości. Prowadzimy negocjacje z rządem brytyjskim, by Szkocja mogła mieć inne relacje z jednolitym rynkiem europejskim, niż reszta Zjednoczonego Królestwa.