W piątek 2 maja Stany Zjednoczone i Niemcy ogłosiły, że nałożą sankcje na kluczowe sektory rosyjskiej gospodarki, jeśli Moskwa będzie utrudniać przeprowadzenie wyborów prezydenckich na Ukrainie zaplanowanych na 25 maja. Biorąc pod uwagę ubiegłotygodniowe zamieszki w Odessie, w wyniku których zginęło 46 osób, a także wydarzenia w Słowiańsku, gdzie do akcji wkroczyło już ukraińskie wojsko i trwa tam regularna walka z separatystami, kolejne środki represyjne wobec Rosji powinny zostać wprowadzone w trybie pilnym.
O ile dla Stanów Zjednoczonych polityka sankcji to chleb powszedni, o tyle przywódcy Unii Europejskiej stoją przed trudnym wyborem. Zważywszy na swoje silne powiązania gospodarcze z Rosją, potencjalne zamrożenie części obrotów handlowych skutkowałoby niechybnie ogromnymi stratami dla jej europejskich partnerów. Ponadto sankcje ekonomiczne niekoniecznie muszą zadziałać.
Analiza 174 przypadków dokonana przez waszyngtoński Instytutu Petersona wskazuje, że aż w dwóch trzecich sytuacji sankcje gospodarcze, które miały wymusić na danym państwie zmianę prowadzonej polityki, nie zadziałały. Okazało się również, że sankcje wprowadzone w celu przerwania pomniejszego konfliktu (co można zastosować do bieżących wydarzeń i na Ukrainie) były skuteczne jedynie w 20 procentach!
Statystyki są więc bezlitosne, niemniej scenariuszy alternatywnych brak. Autorzy raportu choć przyznają, że szanse na pozytywne rozwiązania patowych sytuacji za pomocą sankcji są zaskakująco niewielkie, to wskazują jednak zespół czynników, które w przeszłości podwyższały prawdopodobieństwo ich powodzenia.
Po pierwsze podstawowym błędem polityków państw nakładających sankcje jest skłonność do przeceniania ich skuteczności i jednoczesne zaniedbywanie innych środków. Tymczasem sankcjom ekonomicznym musi nieodzownie towarzyszyć wola polityczna. W kontekście konfliktu ukraińsko – rosyjskiego na pewno znaczenie ma nie tylko znacząca pomoc finansowa, ale również wsparcie know-how niezbędne do przeprowadzenia właściwych reform gospodarczych i konstytucyjnych.
Nie jest także odkryciem, że im więcej powiązań dyplomatycznych i gospodarczych, tym bardziej odczuwalne sankcje. Dlatego też tak istotne jest, aby najbliżsi europejscy partnerzy gospodarczy Rosji, tacy jak jak Niemcy, Holandia czy Włochy, zajęły zdecydowane stanowisko wobec Kremla i włączyły się aktywnie w politykę restrykcji prowadzonej przez USA.
Ponadto sankcje gospodarcze są mniej skutecznym narzędziem wobec krajów autorytarnych. Pomimo że Rosji do demokracji daleko, nie jest ona monolitem. Elity popierają Putina, ponieważ zdołał zapewnić wieloetnicznej Rosji polityczną stabilizację oraz ekonomiczny status quo, co pozwala kwitnąć fortunom oligarchów. Popierające Putina elity przyzwyczajone do kosmopolitycznego stylu życia mogą nie udzielić mu poparcia jeśli wiązałoby się to z realnym dotkliwym pogorszeniem ich sytuacji.
Dotychczasowe sankcje personalne, jakie USA i UE nałożyły na wąskie grono osób oraz, w przypadku USA, firm z najbliższego otoczenia Putina, są przejawem z jednej strony niechęci do ryzykowania własnych interesów, z drugiej najprawdopodobniej obawą przed uderzeniem w gospodarkę rosyjską i zwróceniem przeciw sobie rosyjskiego społeczeństwa. Zakładając, że to drugie jest prawdą, jest to dobry trop, jednak, aby sankcje były naprawdę skuteczne muszą zostać zastosowane w maksymalnym wymiarze – to kolejna sugestia raportu Petersona. W tym kontekście ważne jest, aby uderzyły we właściwe osoby w zdecydowany i dotkliwy sposób – nie tylko materialnie, ale też politycznie.
Obecnie, choć przywódcy USA i Niemiec zapowiadają sankcje sektorowe, nie precyzują dokładnie, o które dziedziny gospodarki chodzi. Barack Obama nie wyklucza, że ograniczenia uderzą w sektor zbrojeniowy i finansowy. Wiadomo natomiast, że na pewno nie obejmą rosyjskiego sektora petrochemicznego.
Oficjalną odpowiedzią prezydenta i premiera Rosji na wprowadzone i zapowiadane kary jest imperialna retoryka upatrująca w zaistniałym kryzysie szansy na uniezależnienie rosyjskiej gospodarki od zagranicznego finansowania i importu oraz oparcie gospodarki na krajowej produkcji. Jest to chwytliwy slogan, jako że znaczna część Rosjan wierzy w słuszność większej autonomii.
Jak ostrzegają jednak eksperci, polityka izolacjonizmu jest na chwilę obecną dla Rosji niebezpieczna. Uniezależnienie od zagranicznych pożyczek i międzynarodowych banków jest nierealne w krótkim czasie. Podobnie jest z pomysłem wprowadzenia rosyjskiego systemu płatności, co przy maksymalnej mobilizacji zajęłoby co najmniej pół roku. Nie inaczej jest w przypadku importu żywności, lekarstw czy tekstyliów. W 2009 roku Władimir Putin nazwał hańbą fakt, że Rosja jest w 40% uzależniona od dostaw żywności oraz że 50% zażywanych w Rosji lekarstw pochodzi spoza kraju. Od tamtej pory, wbrew zapowiedziom rosyjskich władz, niewiele się w tej kwestii zmieniło. Ponadto inwestycje w nowe sektory produkcji nie są najsilniejszą stroną rosyjskiej gospodarki. Rosja również nie może sobie pozwolić na utratę europejskiego rynku zbytu dla swojego gazu, który stanowi 2/3 rosyjskiego eksportu, a wpływy z eksportu energii stanowią ponad 50% rosyjskich przychodów. W sytuacji znacznego spowolnienia gospodarczego (w 2013 roku wzrost osiągnął jedynie 1,3%, a rok 2014 prawdopodobnie przyniesie recesję) wizja samowystarczalnej Rosji, choć ambitna, pozostaje jednak formą politycznej propagandy.
Zachód ma więc pole do manewru do przeprowadzenia terapii szokowej, która, choć kosztowna, jest jedynym sensownym rozwiązaniem. Szczególnie, że Rosja, która po aneksji Krymu ma na Ukrainie swoje żywotne interesy i będzie za wszelką cenę dążyć do odzyskania nad nią pełnej kontroli. Posunie się tak daleko, na ile pozwoli jej na to szeroko pojęty Zachód (mając na myśli nie tylko USA, Kanadę i UE, ale także Japonię i Australię). Sankcje gospodarcze mogą zadziałać, ale pod warunkiem, że będą wycelowane w najbardziej newralgiczne punkty i z maksymalnym efektem. Poza sankcjami ważna jest również pomoc Ukrainie, zarówno materialna jak i merytoryczna i logistyczna. Ponadto ważne jest, aby dotychczasowi sojusznicy i partnerzy gospodarczy Rosji potrafili dostrzec wyższość stawki, o jaką gra się toczy nad swoimi partykularnymi interesami. Spełniając powyższe warunki, jest całkiem możliwe, że sankcje nałożone na Rosję zamkną się w tych 20% przypadków, które kończą się powodzeniem. Pytanie tylko, jaka jest faktyczna gotowość zachodnich demokracji do ryzykowania strat materialnych w imię głoszonych przez siebie wartości.