
W opinii doradcy, niepokój Białorusi powinien wzbudzać fakt, że elektrownia atomowa w Ostrowcu coraz bardziej staje się rosyjskim projektem i instrumentem do wywierania wpływów. „Uważam, że w interesie Białorusi jest sprzeciwianie się temu procesowi” – powiedział Niewierowicz.
Białoruska atomówka jest budowana przez rosyjski „Rosatom” i za rosyjski kredyt obok miasta Ostrowiec w obwodzie homelskim. Od początku inwestycja wywoływała protesty u sąsiadów. Szczególnie zaniepokojone było Wilno.
Poczucie zagrożenia zwiększają też incydenty, jak ten z 2016 r., kiedy korpus reaktora spadł podczas transportu. Po upublicznieniu sytuacji „Rosatom” zobowiązał się go wymienić. Sytuację z bezpieczeństwem elektrowni komplikuje fakt, że na Białorusi nie ma stacji hydro-akumulacyjnych, w których nocą woda wykorzystana w elektrowni była tłoczona pompami, tak by w dzień mogła poruszać turbiny i produkować prąd.
Jednak prawdziwy problem Mińska może pojawić się po uruchomieniu pierwszego bloku, co zostało zapowiedziane na styczeń 2020 roku. Będzie nim nadmiar prądu, z którym wciąż nie wiadomo, co zrobić. Według ocen ekspertów, nadwyżka prądu wyniesie 14 mld kWh. Białorusini mieli nadzieję, że będą eksportować prąd do Polski i na Litwę.