
Według ekonomisty, wynagrodzenia mają wzrosnąć o 6-6,5 procent, a ceny – o 2-3 procent.
Nausėda zgadza się z tym, ze dla wszystkich po równo nie będzie. Co niektórzy nie otrzymają większych wynagrodzeń, a dla innych mogą one nawet wzrosnąć o 15-20 procent.
Wzrost cen będzie na przykład uwarunkowany wzrostem kosztów energetycznych, a wraz ze wzrostem wynagrodzeń, rosną też koszty produkcji.
Kolejny powód – to rosnący popyt, który sprawia, ze handlowcy mogą pozwolić sobie na dalsze podnoszenie cen, będąc świadomi, ze wzrost cen tylko pozytywnie wpływa na ich obroty.