Za niecałe 100 dni zacznie działać połączenie energetyczne pomiędzy Polską i Litwą. „Bardzo się cieszę, chociaż na samym początku wiele osób było sceptycznie nastawionych, że dwa kraje dokonały takiego połączenia. Cieszę się, że grupie specjalistów udało się zrealizować projekt na poziomie europejskim. Udowodniliśmy, że Europa może nam zaufać” – powiedział zw.lt Vilimas w piątek podczas specjalnej prezentacji dla mediów oraz przedstawicieli placówek dyplomatycznych znajdujących się na Litwie. Współorganizatorem prezentacji, w ramach których odwiedzono Olitę i Ełk, była ambasada RP na Litwie.
LitPol Link będzie pierwszą linią energetyczną łączącą infrastrukturę Litwy oraz Europy Zachodniej. Po rozpoczęciu działania połączenia, prąd o mocy 500 MW będzie mógł płynąć w obu kierunkach.
Strategiczne podejście i polityczna wola
Projekt był realizowany przez siedem lat. Na początku nie wszyscy jednak wierzyli, że w tak krótkim czasie uda się zrealizować ten ambitny cel. Obecny szef projektu nie miał jednak żadnych wątpliwości. „Gdybym nie wierzył w pomyślność tego projektu, to po prostu bym się nie zgodził na udział w nim. Wierzyłem, bo było to strategiczne podejście oraz polityczna zgoda i wola. Kiedy zaczynaliśmy, to stosunki polsko-litewskie były o wiele lepsze, niż są obecnie. Dlatego wierzyłem w ten projekt, podobnie, jak cała ekipa” – wyjaśnił Vilimas.
Zbyt optymistyczne założenia
Wiceprezes zarządu Andrzej Kurpiewski na początku miał jednak pewne wątpliwości, czy projekt uda się zakończyć na czas. „Na początku, oczywiście, to tak dobrze nie wyglądało. Były zbyt optymistyczne założenia, zgodnie z którymi spółka była zawiązywana na okres dwóch lat, po to, aby przygotować projekt. A w tym czasie miały pojawić się miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego” – wyjaśnił zw.lt Kurpiewski.
Obecnie wiceprezes jest jednak dumny ze swojej pracy: „Patrząc na tę pracę pod koniec roku 2015, to widać, że ta praca została wykonana dobrze. Dzisiaj wiadomo, że linia po stronie polskiej została zakończona (…). Po stronie litewskiej linia kończy się budować, ale w zasadzie wszystkie ciężkie rzeczy są zbudowane i prowadzone są ostatnie prace montażowe. Nie widać zagrożenia, aby był poślizg”.
Stosunki polityczne ponad projektem
Projekt był realizowany w czasie, kiedy doszło do gwałtownego ochłodzenia stosunków polsko-litewskich. „Stosunki polityczne szczęśliwie były trochę ponad projektem. One nie psuły nam tempa pracy. Były tam jakieś drobne zatargi dotyczące pisowni polskich nazwisk. A to w polskiej prasie pojawiły się negatywne artykuły mówiące o tym , że tu coś się dzieje z polskimi szkołami. To podgrzewało atmosferę, ale też nikt nie próbował zatrzymać projektu” – podkreślił wiceprezes polsko-litewskiej spółki. Podobnego zdania jest również Vilimas, który sądzi, że LitPol Link jest projektem długoterminowym, dlatego konsumenci być może od razu nie odczują skutków.
„Ten projekt polsko-litewskiego połączenia energetycznego ma wiele zalet. Po pierwsze, mówiąc o LitPolLink trzeba mówić o celach europejskich. Podstawowym celem Wspólnoty Europejskiej jest rozwój ekonomiczny, zwiększanie potencjału, eliminacja wysp energetycznych – taką wyspą były właśnie kraje bałtyckie. Ważnym elementem jest również łączenie rynków. Teraz będziemy mieli łącza energetyczne z krajami Morza Bałtyckiego. To są takie strategiczne założenia. Na tym wygrywa nie tylko jeden kraj. Dlatego właśnie ten projekt był projektem priorytetowym na poziomie europejskim” – sądzi Vilimas.
Stworzenie konkurencji
Największą zaletą projektu jest stworzenie konkurencyjności. „Nasz projekt rozwiązuje problem eliminacji krajów bałtyckich. Już nie jesteśmy wyspą, a tylko integralną częścią europejskiego systemu energetycznego. To oznacza, że z tego korzystać będą mogli wszyscy konsumenci z krajów bałtyckich i Polski” – jest przekonany prezes spółki.
Vilimas twierdzi, że połączenie rynków energetycznych w znaczny sposób wzmocni bezpieczeństwo energetyczne oraz uniezależni region od dostaw energii z Rosji. Stwarza bowiem możliwości dla odbiorców szukania tańszych źródeł energii.
„Zobaczmy z jaką sytuacją mamy do czynienia. Kiedy w 2010 r. Litwa zamknęła elektrownię atomową, to od razu staliśmy się krajem importującym. Importowaliśmy bardzo dużą ilość energii. Początkowo importowaliśmy ok. 80 proc. energii elektrycznej, a obecnie 70 proc. Warto podkreślić, że liczba importowanej energii z Rosji malała z roku na rok. Na początku importowaliśmy trochę więcej niż 50 proc., a obecnie tylko 30 proc. Pozostałą część importujemy z krajów bałtyckich lub Finlandii. To pokazuje bardzo prostą rzecz, że bez logiki ekonomicznej nie warto robić żadnej polityki” – wyjaśnił swój punkt widzenia Artūras Vilimas.