Polacy o obecności wojsk USA: Gdyby nie Amerykanie, to Rosjanie nas zjedzą

"Trump powiedział, że Polskę zawsze obroni". "Niemca się nie boję, ale Rosji się boję. Oni są jednak agresywni". "Dzięki amerykańskim żołnierzom kwitnie miejscowy biznes, powstają nowe miejsce pracy". "Oczekiwania co do korzyści gospodarczych były większe, ale mi tam oni nie przeszkadzają" - mówią Polacy o obecności żołnierzy amerykańskich w ich kraju. Od stycznia w Żaganiu, Bolesławcu i kilku innych polskich miastach rotacyjnie stacjonują pancerne jednostki armii USA.

Małgorzata Kozicz
Polacy o obecności wojsk USA: Gdyby nie Amerykanie, to Rosjanie nas zjedzą

Fot. Małgorzata Kozicz

Żagań to nieduże, ale bardzo urokliwe miasto w zachodniej Polsce, w województwie lubuskim. Jest siedzibą dowództwa 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej oraz kilku innych jednostek wojskowych. Liczy około 26 tys. mieszkańców, a według wartości zabytków architektonicznych na 1000 mieszkańców zajmuje drugie miejsce po Krakowie.

Od stycznia 2017 roku w Żaganiu i kilku innych miastach Polski stacjonują jednostki amerykańskie, przebywające w Europie w ramach misji Atlantic Resolve. To reakcja Stanów Zjednoczonych na aneksję Krymu przez Rosję w roku 2014. Decydując się na stałą obecność swoich sił zbrojnych w Europie, Amerykanie chcą przyczyniać się do utrzymania stabilności w regionie. We wrześniu odbyła się rotacja amerykańskich żołnierzy w Polsce – jedna pancerna brygadowa grupa bojowa po dziewięciu miesiącach misji została zastąpiona przez drugą. Co mieszkańcy i władze polskich miast myślą o obecności wojsk amerykańskich na ich terenie?

Zbysiu i Wiesław: Mówiła babka, co u nich sprząta, że są to dzieciaki, gdzie im tam do wojska! Ale mili są, można z nimi porozmawiać. Amerykanie to są porządni ludzie. Gdyby nie Amerykanie, to Rosjanie nas zjedzą. Trump powiedział, że Polskę zawsze obroni. To jest człowiek, kurczę, dobry. Kościuszko był tam, a my też jesteśmy u was – tak powiedział. (A jest realne zagrożenie, że może być wojna?) – Nie, wojny to nie będzie, taka szarpanina mała może być, ale wojny nie będzie. Jakby ktoś wywołał wojnę, to musiałby być głupi, ale taki Putin nie jest głupi, tylko jest mądry facet. On tylko straszy. Dwa kroki do przodu – krzyczą, to się cofa. (A NATO też straszy Putina?) – NATO to zniszczy Rosję za jedną sekundę.

Renalda i Daniela: Przyjmujemy ich bardzo mile i serdecznie. Nawet jak był Jarmark Michała, to same Amerykańce na tych wszystkich huśtawkach, karuzelach. Nasze środowisko tutaj jest bardzo przyjazne. (Oni też są zainteresowani Polską, historią miasta?) – Są, tak, tak! Dopytują, człowiek to angielskiego nie zna, ale tam niektórzy młodzi znają, to rozmawiają z nimi. Myślę, że są tu przyjęci przyjaźnie. (A jak panie uważają, jaki jest powód ich obecności w Polsce?) – Mi się wydaje, że chodzi raczej nie o bezpieczeństwo, a o zintegrowanie społeczeństw. Wiadomo, że bezpieczeństwo też jest bardzo ważne, ale chyba się czujemy bezpiecznie. (Na Litwie bardzo dużo się mówi o zagrożeniu ze strony Rosji, a jak to jest w Polsce?) – Ja osobiście odbieram, że jest zagrożenie z Rosji. A Niemca się nie boję, w ogóle. Rosji się boję. Bo oni są jednak agresywni. Nie ufam im, bo to, co zrobili z Ukrainą…I w tej chwili, jak mieli ten Zapad 2017, to po prostu cieszę się, że oni już wyjeżdżają pomalutku, ale do końca nie jestem pewna tego, czy oni wyjeżdżają, czy te zielone ludziki nie przyjdą do nas. (Amerykanie by nam pomogli w razie czego?) – Myślę, że tak. Amerykanie pomogliby. Jesteśmy w NATO, jakby nie było, to nawet jak jesteśmy z Francją trochę skłóceni, to też na pewno by nas bronili.

Natalia: Mnie oni nie przeszkadzają, chodzą czasem po ulicy, siedzą w knajpach. Zaczepiają, ale w pozytywny sposób. Miasto jest bardziej ożywione, coś się dzieje, podejdą, porozmawiają, to jest bardzo fajne.

Dariusz Szułka: My akurat pod względem biznesu żeśmy tego nie zauważyliśmy, jakiejś poprawy. Pokazują się na ulicach, ale kupują raczej ubrania, idą na jakieś piwko, bardziej w tych dziedzinach. Owoców i warzyw nie kupują. Przechodzą, kłaniają się. (A co chodzi w ogóle z ich obecnością w Polsce?) – Nie wiem, to już pytanie gdzieś do zwierzchników…(Coś może zagrażać obecnie Polsce czy Litwie?) – Kiedyś było tak, że nasza strona prawa była zagrożona, ta zachodnia. W tej chwili gdzieś niby od Wschodu, ale ciężko mi dokładnie coś powiedzieć, to są rozgrywki tej sfery wyższej.

„Wszystkie społeczności lokalne mają różnego rodzaju obawy, jeżeli chodzi o napływ osób z zewnątrz, osób, które będą chciały korzystać z naszej infrastruktury. Zastanawialiśmy się, czy sprostamy zadaniu – w mieście tej wielkości może się pojawić około 3 tys. żołnierzy. Jak może wyglądać sposób spędzania wolnego czasu żołnierzy, ich uczestniczenie w codziennym życiu miasta” – mówi burmistrz Żagania Daniel Marchewka.

„Dziś jednoznacznie stwierdzam, że Amerykanie zachowują się jak nasi przyjaciele, potrafią znaleźć się w każdej sytuacji, to bardzo mili, towarzyscy i sympatyczni ludzie, płynie od nich wrodzony optymizm i pogoda ducha. Są otwarci na wszystkie kwestie, w jakich proslibyśmy ich o pomoc. Po 9 miesiącach obecności amerykańskich żołnierzy w Żaganiu mogę wyrazić tylko pełne zaufanie i ludzkie podziękowanie, i z optymizmem patrzę na kolejne 9 miesięcy” – podkreśla prezydent miasta.

Jak mówi Daniel Marchewka, władze Żagania z pełnym przekonaniem zaangażowały się także w budowanie pozytywnego wizerunku żołnierzy amerykańskich. W polskich mediach pojawiło się wiele informacji o incydentach drogowych z udziałem amerykańskich wojskowych, którzy polskimi drogami transportowali swój sprzęt.

„Powstawało wrażenie, jakoby Amerykanie niszczyli nasze mienie i nie byli rozważnymi kierowcami, ale udało nam się przedstawić statystyki, z których wynikało, że Polacy są często gorszymi kierowcami, drogi w Polsce są o wiele węższe od amerykańskich, a sprzęt którym przyszło się poruszać po tego typu infrastrukturze wymaga bardzo precyzynych umiejętności” – opowiada burmistrz Żagania.

Przewodnicząca Rady Miasta Żagań Wanda Winczaruk zaznacza z kolei, że obecność żołnierzy amerykańskich w mieście to też profity dla gospodarki.

„Okazuje się, że możemy się zintegrować, miasto ma korzyści z ich obecności. Żołnierze pojawiają się w restauracjach, lodziarniach, gdzie nasi mieszkańcy mają swoje buznesy, pieniądze zostają w mieście. Organizowane są spotkania w uczniami w szkołach, żołnierze biorą udział w świętach naszego miasta. Interesują ich nie tylko miny i karabiny, ale historia, kultura, kuchnia polska” – wymienia przewodnicząca rady miejskiej.

Część mieszkańców została zatrudniona przy obsłudze stacjonujących w Żaganiu żołnierzy – dotyczy to np. wyżywienia, pralni czy usług budowlanych. Włodarze miasta twierdzą, że miasto zaczyna też przyciągać nowych inwestorów.

Kornel Filipowicz, wiceprezydent Bolesławca, innego polskiego miasta, które przyjmuje amerykańskich żołnierzy, zaznacza natomiast, że jego miasto nie potrzebuje nowych inwestycji. Blisko czterdziestotysięczny Bolesławiec słynie na świecie ze swojej ceramiki. Władze miasta szczycą się, że w mieście jest niskie bezrobocie.

„Nie mamy już właściwie terenów inwestycyjnych na sprzedaż czy wynajem, toteż w obecności Amerykanów w ogóle nie chodzi nam o pieniądze. My po prostu się cieszymy. Mieszkańcy po raz pierwszy spotkali się z tak dużą grupą żołnierzy amerykańskich i te spotkania pozostawiły wiele pozytywnych emocji” – mówi Kornel Filipowicz.

W ciągu dziewięciu miesięcy pobytu Amerykanów w Bolesławcu w czasie wolnym brali oni udział w świętach miasta, występowali z mieszkańcami we wspólnych przedstawieniach, razem świętowali Boże Narodzenie czy uczyli się dekorowania ceramiki bolesławieckiej.

„W Bolesławcu zawsze był garnizon, jednostka, zawsze byli tu żolnierze, wojsko jest nieodłącznym elementem naszego miasta. Ci amerykańscy żołnierze, którzy tu byli jako pierwsi, bardzo wysoko podnieśli poprzeczkę i te doświadczenia bardzo dobrze rokują na kolejne wizyty i pobyt nowych kontyngentów” – podkreśla Filipowicz.

PODCASTY I GALERIE