„5 pytań do…” – Szymon Łuksza

Z okazji Międzynarodowego Dnia Tenisa Stołowego rozmawiamy o tym, jak nie zgubić radości w sporcie, jak zachować drużynowego ducha i jak przyjmować porażki, które uczą więcej niż niejeden triumf. To rozmowa nie tylko o technice i zwycięstwach, ale przede wszystkim o sercu, jakie trzeba mieć do tej dyscypliny – i o marzeniach, które potrafią się rozpędzić nawet od najmniejszej piłeczki. Naszym rozmówcą jest Szymon Łuksza – młody sportowiec z Wilna, który ma już na koncie sukcesy na arenie międzynarodowej, mistrzostwo Litwy i setki emocjonujących meczów.

Kazimierz Liplański
„5 pytań do…” – Szymon Łuksza

fot. archiwum prywatne.

Kazimierz Liplański: Zwykle to piłeczka odbija się od stołu, a nie los od człowieka – a jednak coś sprawiło, że wybrałeś właśnie tenis stołowy. Pamiętasz ten pierwszy moment? Co Cię tak naprawdę wciągnęło w tę dyscyplinę?

Szymon Łuksza: Moja przygoda z tenisem stołowym zaczęła się w pierwszej klasie gimnazjum im. Władysława Syrokomli w Wilnie. Pamiętam, że do naszej szkoły przyszedł trener, który zaproponował dzieciakom spróbować swoich sił w tenisie stołowym. Byłem pierwszym, który się zgłosił. Od razu bardzo mi się spodobało – coś mnie po prostu wciągnęło w tę grę. Czułem się podekscytowany, jakby odkrywał się przede mną zupełnie nowy świat.

Niestety, moi rodzice mieli wtedy pewne wątpliwości. Poszedłem do szkoły rok wcześniej niż rówieśnicy, więc obawiali się, że mogę być jeszcze za mało dojrzały fizycznie i psychicznie, żeby podjąć regularne treningi. Zrezygnowali więc z tej opcji. Jednak już rok później, w drugiej klasie, ten sam trener znów zaproponował mi udział w zajęciach. Tym razem rodzice poparli moją decyzję – i tak właśnie zaczęła się moja tenisowa podróż. I do dziś jestem im za to wdzięczny.

fot. archiwum prywatne.

K.L.: Reprezentując Uniwersytet Wileński, zająłeś pierwsze miejsce w zawodach w Barcelonie i drugie w Paryżu. Co czuje sportowiec, gdy staje na podium nie tylko jako zawodnik, ale jako reprezentant swojej uczelni i kraju? Jakie emocje towarzyszyły Ci w tych chwilach?

Sz.Ł.: Za każdym razem, gdy biorę udział w zawodach tenisowych, towarzyszy mi ogromne poczucie odpowiedzialności. Wiem, że reprezentuję nie tylko siebie, ale przede wszystkim swoją uczelnię – Uniwersytet Wileński, swój kraj, a także osoby, które mnie wspierały na tej drodze: trenera i rodzinę. Stojąc na podium w Barcelonie czy w Paryżu, czułem niesamowitą dumę i wzruszenie. To były momenty, w których całe poświęcenie, ciężkie treningi i wyrzeczenia nabierały sensu. Czułem radość, ale też wdzięczność – za zaufanie, jakie mi okazano, za każdą szansę, którą dostałem.

Emocje są trudne do opisania: to mieszanka ulgi, ekscytacji i głębokiej satysfakcji. Ale jest też coś więcej – odpowiedzialność. Mam świadomość, że każdy mecz, każdy punkt, to nie tylko moja sprawa. To także obraz tego, co sobą reprezentuję: wartości uczelni, ducha sportu, zaangażowanie moich bliskich. To ogromna motywacja, by dawać z siebie wszystko – niezależnie od miejsca czy rangi turnieju. Czułem się częścią czegoś większego i to uczucie zostaje ze mną na zawsze.

fot. archiwum prywatne.

K.L.: Dwa lata temu zdobyliście mistrzostwo Litwy z klubem „Naujų Žvaigždžių Klubas”, a w tym sezonie reprezentujesz „Centrum Sportu Rejonu Wileńskiego”, z którym aktualnie jesteście liderem tabeli. Jak to jest być częścią drużyn, które walczą o najwyższe cele? Co daje Ci gra zespołowa na tak wysokim poziomie?

Sz.Ł.: Gra w drużynie, która walczy o najwyższe cele, to ogromne przeżycie i duża odpowiedzialność. Kiedy reprezentuję swój klub, wiem, że nie gram tylko dla siebie – gram także dla moich kolegów z drużyny, dla trenera, dla całej społeczności, która nas wspiera. Gra zespołowa uczy mnie odpowiedzialności za innych. Każdy punkt, każda decyzja przy stole może wpłynąć na wynik całej drużyny, dlatego staram się zawsze dawać z siebie wszystko. Wspólna walka o zwycięstwo buduje zjednoczenie i przyjaźń – tworzy się prawdziwa więź, której nie da się opisać słowami.

Co najważniejsze – ta drużyna nie kończy się z ostatnią piłką meczu. Wspieramy się nawzajem także poza boiskiem, w życiu codziennym. Pomagamy sobie, doradzamy, jesteśmy obecni w ważnych momentach – i to właśnie czyni ten zespół czymś wyjątkowym. Dzięki temu tenis staje się nie tylko sportem, ale i sposobem na prawdziwe, wartościowe relacje. To daje siłę, kiedy najbardziej jej potrzebujesz.

fot. archiwum prywatne.

K.L.: Brałeś udział w Maccabi Games, gdzie razem z drużyną zdobyliście trzecie miejsce, regularnie grasz w turniejach krajowych i międzynarodowych. Co daje Ci największą satysfakcję jako zawodnikowi: sportowa rywalizacja, pokonywanie własnych granic, a może reprezentowanie swojego środowiska na arenie międzynarodowej?

Sz.Ł.: Miałem ogromny zaszczyt reprezentować swoje państwo podczas Maccabi Games w Tel Awiwie – to było jedno z najważniejszych i najbardziej poruszających sportowych przeżyć w moim życiu. Oczywiście, sportowa rywalizacja daje mi ogromną satysfakcję – uwielbiam emocje związane z walką o każdy punkt, atmosferę turniejów i kontakt z zawodnikami z różnych zakątków świata. Ale równie ważne, jeśli nie ważniejsze, jest dla mnie pokonywanie własnych granic. Z każdym turniejem, z każdą trudną sytuacją przy stole staram się być lepszą wersją siebie – nie tylko jako zawodnik, ale też jako człowiek.

Najgłębszą dumę czuję jednak wtedy, gdy mogę reprezentować nie tylko swoją uczelnię czy klub, ale także swoje państwo i swoją narodowość. Jako Polak mieszkający na Litwie, noszę w sobie silne poczucie tożsamości i bardzo wiele znaczy dla mnie możliwość pokazania, że społeczność polska potrafi z powodzeniem rywalizować na arenie międzynarodowej. To nie tylko sport – to też symbol, że jesteśmy, działamy i odnosimy sukcesy. I to naprawdę budzi serce.

fot. archiwum prywatne.

K.L.: Na pierwszy rzut oka tenis stołowy wydaje się prosty: mała piłka, krótki stół, szybka ręka. Ale każdy zawodnik wie, że to sport niezwykle złożony. Co jest dla Ciebie najtrudniejsze w tej grze – technika, psychika, koncentracja?

Sz.Ł.: Na pierwszy rzut oka tenis stołowy może wydawać się prosty – mała piłka, krótki stół, szybkie ręce. Jednak każdy, kto gra trochę dłużej, wie, że to sport bardzo złożony – wymaga świetnej techniki, refleksu, koncentracji i odporności psychicznej.

Dla mnie największym wyzwaniem nadal pozostaje psychika. Nawet jeśli czuję się dobrze przygotowany technicznie i fizycznie, emocje potrafią wpłynąć na moją grę. Szczególnie w ważnych momentach meczu presja potrafi zaburzyć koncentrację. Nadal uczę się, jak radzić sobie z napięciem i jak wracać do równowagi po błędach.

Muszę też przyznać, że wciąż trudno przyjmuję porażki. Mam w sobie dużą ambicję i czasami ciężko jest pogodzić się z przegraną, zwłaszcza jeśli wiem, że mogłem zagrać lepiej. Ale wiem też, że porażki są częścią drogi – uczą pokory i dają najwięcej lekcji. Staram się patrzeć na nie nie jak na koniec, ale jak na krok do przodu. Tenis stołowy to dla mnie nie tylko sport, ale szkoła charakteru – uczy cierpliwości, konsekwencji i pracy nad sobą. I właśnie za to go cenię. Bo nawet jeśli boli, to też wzmacnia.

fot. archiwum prywatne.

K.L.: Wyobraź sobie, że ktoś właśnie dziś bierze rakietkę do ręki i mówi: „Chcę spróbować.” Co byś mu poradził na początek? Od czego zacząć, żeby nie zgubić radości i się nie zniechęcić?

Sz.Ł.: To świetny moment. Najważniejsze, żeby zacząć z ciekawością i otwartą głową, bez presji. Nie musisz od razu być mistrzem — najpierw po prostu baw się tym, co robisz. Na początek radzę: nie szukaj perfekcji, tylko radości. Zamiast skupiać się na błędach, skup się na tym, co sprawia ci frajdę. Każdy upuszczony punkt to lekcja, nie porażka. Słuchaj siebie – co ci się podoba? Co cię kręci? Podążaj za tym. Bierz, próbuj, szukaj siebie i idź do przodu. Nie bój się eksperymentować. Graj z różnymi ludźmi, oglądaj, inspiruj się, ucz się. To twoja droga.

Pozwól sobie na potknięcia, ale nie przestawaj iść. Bo właśnie w tym procesie odnajdziesz najwięcej sensu – i siebie. Co bym powiedział dla tego dziecka, którym był sam: “Weź rakietkę do ręki i po prostu spróbuj odbić piłeczkę. Nie musi być idealnie – ważne, żeby było wesoło! Na początku każdy się uczy. Nawet mistrzowie kiedyś nie trafiali w piłkę! Ale wiesz co? Nie poddawali się. Próbuj, baw się i uśmiechaj. Każdy twój ruch to krok do przodu. A jak piłka poleci nie tam, gdzie trzeba? To nic! Zrób wielki uśmiech i spróbuj jeszcze raz. Bo najlepiej grają ci, którzy się nie boją próbować.”

fot. archiwum prywatne.

Szymon Łuksza pokazuje, że tenis stołowy to nie tylko dynamiczna gra przy stole, ale i pełnokrwista opowieść o dorastaniu, ambicji i pokonywaniu siebie. Jego historia to dowód, że nawet najmniejsza piłeczka może rozpędzić największe marzenia – jeśli tylko nie zabraknie odwagi, by sięgnąć po rakietkę i spróbować. I może właśnie to jest najważniejsze przesłanie tego dnia – że każdy z nas może zagrać swój pierwszy, własny mecz. Nawet jeśli jeszcze nie wie, jak potoczy się jego wynik.


„5 pytań do…” to nowa rubryka na portalu ZW.LT, w której publikowane są wywiady z Polakami z Wileńszczyzny. W ramach tej serii omawiane są ważne wydarzenia, a także kluczowe daty, które mają szczególne znaczenie dla naszej społeczności. 

PODCASTY I GALERIE